Jednym z obszarów ochrony danych osobowych, który nadal sprawia duże trudności przedsiębiorcom, jest obowiązek ustalenia i egzekwowania okresów retencji danych osobowych. Czyli tłumacząc z polskiego prawniczego na polski potoczny: chodzi o to, że danych osobowych (dokumentów, maili, plików, itp.) nie można trzymać w nieskończoność. Tylko dlaczego, jak się przed tym bronić i czy naprawdę trzeba to robić?
Nad tematem retencji danych pochylaliśmy się już na Blogu iSecure wcześniej: Marcin Stryszko pisał o retencji danych w sklepach internetowych, Agnieszka Dominiak w kontekście rekrutacji, a Maciej Łukaszewicz – analizując dopuszczalność utrzymywania skrzynki e-mail byłego pracownika.
Celem niniejszego tekstu jest pokazanie, dlaczego żadna firma nie może przechowywać danych w nieskończoność. I zwrócenie uwagi, że to nie tylko smutny obowiązek regulacyjny, ale działanie, które może przynieść korzyść firmie, a nawet przewagę konkurencyjną. Temat jest o tyle palący, że przez pierwszych 5 lat obowiązywania RODO wielu mówiło sobie „ten temat może poczekać, przecież RODO dopiero weszło w życie”. Niestety od 25 maja 2018 r. minęło już ponad 6 lat i jeżeli już nie zaczęliśmy usuwać starych danych, to możemy mieć problem.
Czy na pewno nie mogę trzymać dokumentów na wszelki wypadek w nieskończoność?
Art. 5 ust. 1 lit. e) RODO jest brutalnie jednoznaczny: „Dane osobowe muszą być […] przechowywane w formie umożliwiającej identyfikację osoby, której dane dotyczą, przez okres nie dłuższy, niż jest to niezbędne do celów, w których dane te są przetwarzane”.
Z powyższego zapisu wynikają dwa istotne wnioski:
- żadnych danych osobowych nie można trzymać w nieskończoność;
- administrator danych (firma) może ustalić taki okres retencji, jaki jest mu potrzebny dla realizacji założonych celów.
Zatem każdy dokument w firmie, każdy e-mail musi mieć odpowiednik „daty przydatności do spożycia”, po upływie której powinien zostać trwale usunięty, bądź zanonimizowany.
Ale może jednak to będzie kiedyś potrzebne?
To bardzo częsty argument w rozmowie o ustalaniu okresów retencji. A co będzie, jeżeli za 3 lata ktoś nas pozwie o złe wykonanie tego kontraktu i nie będziemy mieli maili, zleceń, dowodów zapłaty?[1] To oczywiście bardzo ważkie pytanie, którego nie można zignorować. Nawet osoby bez wykształcenia prawniczego mają świadomość, że sprawiedliwość sprawiedliwością, ale w sądach wygrywają ludzie z lepszymi prawnika… dowodami. A jeżeli klient pozywa firmę o to, że pomalowała mu biurowiec na różowo bo mu się kolor nie podoba, a firma nie ma maila, w którym prezes napisał, że tak, zdecydowanie i nieodwołanie chce cały budynek w kolorze „pudrowy róż cukierkowy”, to sprawa będzie niezwykle trudna do wygrania.
RODO (jak i logika biznesowa) podpowiadają, by takie decyzje podejmować na podstawie twardych danych, a nie emocji. Zacznijmy zatem od pytania: jak często zdarza się, że firma potrzebuje wrócić do wiadomości e-mail sprzed 5 lat? A co, jeżeli pomimo mglistych obaw o mogący w każdej chwili przyjść odpis pozwu, w ciągu ostatnich pięciu lat nie było ani jednego? A może firma działa w obszarze mocno regulowanym i w ciągu tylko ostatniego roku pięć razy mieliśmy kontrole różnych organów, którym trzeba było przedstawiać dowody na zgodność działań firmy z przepisami w 2017 roku? To oczywiście dwa lekko przerysowane przykłady, ale wskazują w jakim kierunku powinno iść rozumowanie. RODO pozwala na pewną elastyczność działania. Jeżeli w razie kontroli możemy wykazać, że regularnie jesteśmy angażowani w procesy sądowe o tematy sprzed 5 lat, a KNF średnio raz do roku żąda od nas informacji o czynnościach, które realizowaliśmy 8 lat temu – to z punktu widzenia RODO z czystym sumieniem możemy ustalić taki okres retencji, żeby móc trzymać materiały „na wypadek kontroli/pozwu”. Jeżeli jednak w 15 letniej historii firmy nie braliśmy udziału w żadnym procesie sądowym i nie działamy na rynku regulowanym – kontrola z UODO może nie uznać naszej potrzeby trzymania wszystkiego przez 10 lat „na wszelki wypadek”.
Przewaga biznesowa?
Warto w tym momencie zaznaczyć, że uniknięcie potencjalnej kary za naruszenie RODO to nie jedyny zysk z przestrzegania okresów retencji danych. Jakie są inne?
- Oszczędności na działalności operacyjnej
Przechowywanie danych (czy to papierowych czy elektronicznych) kosztuje, zatem jeżeli trzymamy ich mniej, to mniej płacimy co miesiąc za ich składowanie.
- Mniejsze skutki ewentualnego wycieku
Jeżeli (odpukać) hakerzy włamią się do naszych systemów i skopiują wszystkie pliki, zgodnie z RODO mamy obowiązek powiadomić wszystkie osoby, których dane ukradziono. Jeżeli mamy mniej danych, to oznacza to mniej osób do powiadomienia (a więc niższe koszty całej operacji, mniejsze straty wizerunkowe i mniej pozwów od osób, których dane dotyczą).
- Sprawniejsze funkcjonowanie firmy
Pracownik będzie działał wydajniej, jeżeli jego skrzynka e-mail i system CRM nie będą obciążone dziesiątkami gigabajtów niepotrzebnych plików.
- Zaufanie klienta
Przejrzyste i zgodne z prawem zasady retencji danych osobowych mogą stanowić przewagę konkurencyjną, dzięki której klient wybierze nas, a nie konkurencję. Z niedawnych badań wynika, że 40 dorosłych Polaków obawia się wycieku ich danych osobowych, a około 1/3 z nich nie chce robić zakupów w sklepie internetowym, z którego wyciekły dane[2].
- Ułatwione disaster recovery
Jeżeli systemy nie są obciążone dziesiątkami tysięcy niepotrzebnych plików, przywrócenie ich z kopii bezpieczeństwa po katastrofie będzie dużo szybsze – a więc firma wcześniej będzie mogła wrócić do normalnego funkcjonowania po ataku ransomware czy powodzi.
Podsumowując i jakie mamy alternatywy
Ustalenie i egzekwowanie zgodnych z przepisami okresów retencji danych osobowych to nie tylko obowiązek każdego podmiotu działającego w Unii Europejskiej – to możliwość zyskania przewagi konkurencyjnej na rynku. Jest to też obszar, w którym dobry know-how pozwala zaoszczędzić sporo pracy – zgodnie z zasadą „work smarter, not harder”.
Jak robić zasady retencji danych, żeby się nie narobić? Zasadniczo to materiał na osobną publikację, ale hasłowo warto wskazać na możliwość:
- Stosowania automatycznej anonimizacji/ usuwania dokumentów przy użyciu oprogramowania do obsługi poczty elektronicznej czy CRM,
- automatycznego archiwizowania zawartości skrzynek e-mail do osobnego, szyfrowanego zasobu [3],
- zalety regularnych audytów i badania zgodności.
Przypisy
[1] Ogromne obciążenie pracą polskich sądów dokłada tu dodatkową warstwę problemów. Wyobraźmy sobie taką sytuację: mamy zrealizowany kontrakt, którego termin przedawnienia to 3 lata. Sprawa gospodarcza, a tymi zajmują się specjalne wydziały sądów, które należą do najbardziej obciążonych w kraju. Czyli jeżeli roszczenie uległoby przedawnieniu 31 grudnia 2024 r., całkiem niewykluczony jest następujący scenariusz: 30 grudnia nasz kontrahent złożył przeciwko nam pozew. Sędzia realnie spojrzy na niego marzec – kwiecień 2025 r. jak dobrze pójdzie. Jeżeli w pozwie są braki formalne, będzie wezwanie do ich uzupełnienia – uzupełnione w maju, ale sędzia spojrzy na niego około października i zarządzi doręczenie nam pozwu co nastąpi jakoś w listopadzie 2025 r. A my w tym czasie już usunęliśmy dane związane z tym kontraktem. A 3-4 miesiące od wpływu pisma do sądu do momentu jak sędzia weźmie je do ręki to wariant optymistyczny – autorowi znane są wydziały sądów, gdzie trwa to 6-9 miesięcy. W tej sytuacji przy ustalaniu okresów retencji ze względu na przedawnienie roszczeń realnie trzeba dodawać sobie około 12 miesięcy do okresów przedawnienia roszczeń z kodeksu cywilnego.
[2] https://www.bankier.pl/wiadomosc/Coraz-wiecej-Polakow-obawia-sie-wycieku-danych-osobowych-choc-sami-tez-jestesmy-sobie-winni-8710668.html [dostęp 07.01.2025 r.]
[3] Taką usługę dostajemy np. w ramach pakietu Google Workspace – https://workspace.google.com/intl/pl/products/vault/ [dostęp 07.01.2025 r.]